W drugim secie meczu doszło do prawdziwej niespodzianki. Jasmine Paolini prowadziła już 3:0 i wydawało się, że ma wszystko pod kontrolą. Jej gra była agresywna, precyzyjna, a przeciwniczka – wyraźnie zdezorientowana. Włoszka zdominowała początek seta, wygrywając trzy pierwsze gemy bez większych problemów, imponując returnem i pewnością siebie.
I właśnie wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Rywalka, która dotąd wydawała się przytłoczona, nagle odzyskała rytm. Zaczęła grać odważniej, ryzykować więcej i podejmować inicjatywę. Zamiast pogodzić się z porażką w secie, wróciła do gry z ogromną determinacją. Przełamała Paolini, a potem potwierdziła to swoim gemem serwisowym, zmniejszając straty do 3:2.
Momentum wyraźnie się zmieniło. Włoszka zaczęła się mylić – pojawiły się niewymuszone błędy, skróty, które lądowały w siatce, i nieudane próby ataku. Jej przeciwniczka natomiast z każdą kolejną piłką rosła w siłę, pokazując niesamowitą walkę i opanowanie. Zamiast 4:0 zrobiło się 3:3, a chwilę później 4:3 dla jej rywalki.
Publiczność zareagowała żywiołowo – nikt nie spodziewał się takiego zwrotu akcji. Paolini próbowała jeszcze wrócić, ale nie potrafiła odzyskać rytmu z początku seta. Jej rywalka natomiast nie wypuściła już prowadzenia z rąk, wygrywając seta 6:4.
Ten moment – odwrócenie wyniku przy stanie 0:3 – był kluczowy nie tylko dla losów seta, ale potencjalnie dla całego meczu. Pokazał, jak szybko w tenisie może zmienić się sytuacja i że żadna przewaga nie jest gwarancją s
ukcesu.