L
Iga Świątek przyzwyczaiła kibiców do dominujących występów, ale to, co wydarzyło się w meczu z Aryną Sabalenką, przeszło wszelkie oczekiwania. Polka rozbiła rywalkę 6:0, 6:1 w zaledwie 51 minut, pozostawiając ją bezradną na korcie.
Już od pierwszych piłek było jasne, że Świątek jest znakomicie przygotowana. Jej agresywna gra, precyzyjne uderzenia i doskonała defensywa całkowicie zneutralizowały ofensywne atuty Sabalenki. Białorusinka, znana z potężnych uderzeń i walecznego charakteru, nie była w stanie znaleźć żadnego rytmu. Popełniała błędy, jej serwis nie funkcjonował, a frustracja narastała z każdą kolejną przegraną wymianą.
Pierwszy set to absolutna dominacja Świątek – sześć gemów z rzędu i zaledwie kilkanaście punktów zdobytych przez Sabalenkę. Drugi set rozpoczął się podobnie, a jedyny gem, jaki udało się wywalczyć wiceliderce rankingu, był raczej kwestią chwilowego rozluźnienia Polki niż poprawy gry rywalki.
Dla Sabalenki to bolesna porażka, jedna z najcięższych w jej karierze. Czy był to tylko gorszy dzień, czy może znak, że Świątek ponownie oddala się od reszty stawki? Jedno jest pewne – Polka wysłała potężny sygnał do całej tenisowej elity. Jeśli gra w ten sposób, trudno znaleźć zawodniczkę, która mogłaby ją zatrzymać.