Było już 6:2, 3:0 dla Świątek. Aż stało się coś niewytłumaczalnego. „Koniec.”
Iga Świątek wydawała się mieć wszystko pod kontrolą. W pierwszym secie zdominowała rywalkę, pewnie wygrywając 6:2. W drugim secie szybko objęła prowadzenie 3:0, a jej przeciwniczka wyglądała na całkowicie bezradną. Kibice na trybunach spodziewali się błyskawicznego zakończenia meczu. Wtedy jednak wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał.
Świątek nagle zaczęła popełniać błędy, jakby straciła całkowitą kontrolę nad własną grą. Zamiast pewnych uderzeń pojawiły się niewymuszone błędy, podwójne błędy serwisowe i niecelne returny. Jej rywalka, choć wcześniej przytłoczona, nagle nabrała pewności siebie. Punkt po punkcie zaczęła odrabiać straty. Świątek próbowała się odbudować, ale każda próba kończyła się kolejnym błędem.
Drugi set, który wydawał się formalnością, wymknął się spod kontroli. Rywalka wygrała sześć gemów z rzędu, zamykając partię 6:3. W trzecim secie Polka kompletnie się rozsypała. Nie potrafiła przełamać impasu, jej gra stała się chaotyczna. Po godzinie i czterdziestu minutach dramatycznej walki to jej przeciwniczka triumfowała, wygrywając decydującą partię 6:1.
Kiedy padła ostatnia piłka, Iga stała nieruchomo, patrząc przed siebie z niedowierzaniem. Jej dominacja zamieniła się w koszmar. Komentatorzy nie potrafili znaleźć racjonalnego wyjaśnienia. Wszyscy zadawali sobie to samo pytanie: co się stało?
Krótka, ale brutalna odpowiedź pojawiła się na ekranie:
„Koniec.”