Było już 6:2, 3:0 dla Igi Świątek. Wszystko wskazywało na kolejne szybkie i pewne zwycięstwo Polki. Jej przeciwniczka była bezradna, a Świątek grała jak z nut – pewna siebie, skoncentrowana, z każdym uderzeniem potwierdzająca, dlaczego jest liderką rankingu WTA. Publiczność była zachwycona, a komentatorzy prześcigali się w komplementach. Aż nagle… „Koniec” – słowo, które zabrzmiało jak grom z jasnego nieba.
Nikt nie rozumiał, co się stało. Wydawało się, że mecz przebiega bez najmniejszych zakłóceń. Iga była w znakomitej formie fizycznej i mentalnej. Nie pokazywała żadnych oznak kontuzji, zmęczenia czy wahania koncentracji. A jednak – po jednym z gemów, zamiast wrócić na linię serwisową, Świątek podeszła do sędziego, powiedziała coś cicho i po chwili… podała rękę rywalce. Decyzja o rezygnacji była natychmiastowa. Na tablicy wyników pojawiło się słowo: „Retired”. Publika zamarła.
Pojawiły się pierwsze spekulacje. Czy doznała kontuzji? Czy coś stało się poza kortem? Może to problemy zdrowotne, które pojawiły się nagle i niespodziewanie? A może wydarzyło się coś zupełnie innego – emocjonalnego, psychicznego, czego nie jesteśmy w stanie zrozumieć patrząc z zewnątrz?
Na konferencji prasowej Iga długo nie pojawiała się przed mediami. Jej zespół milczał. W końcu, po ponad godzinie, pojawiło się krótkie oświadczenie: „Iga Świątek zakończyła dzisiejszy mecz z powodów osobistych. Prosi o uszanowanie prywatności”. Tyle. Żadnych szczegółów, żadnych wyjaśnień.
Świat tenisa zareagował natychmiast. Fani na całym świecie byli zszokowani. Twitter, Instagram, fora tenisowe – wszędzie pojawiały się domysły, teorie, słowa wsparcia, ale też pytania bez odpowiedzi. Jak to możliwe, że ktoś prowadząc 6:2, 3:0, nagle mówi „dość”?
Dla niektórych była to oznaka siły – że zawodniczka ma odwagę przyznać, że nie jest w stanie kontynuować, niezależnie od wyniku. Dla innych – tajemnicza i niepokojąca decyzja. Pojawiły się porównania do przypadków z przeszłości, gdy sportowcy przerywali rywalizację z powodów psychicznych, jak Naomi Osaka czy Simone Biles. Czyżby Iga również zmagała się z czymś, o czym nie chciała jeszcze mówić?
Jedno jest pewne – to wydarzenie przejdzie do historii tenisa. Nie tylko z powodu nietypowego przebiegu meczu, ale też dlatego, że pokazuje, jak kruche może być poczucie kontroli w sporcie, nawet w chwilach największej dominacji. Iga Świątek, mimo że zeszła z kortu w tajemniczych okolicznościach, nadal pozostaje symbolem siły – także tej, która pozwala powiedzieć „stop”, kiedy jest to potrzebne, choć świat tego nie rozumie.
Czekamy na kolejne informacje. Ale przede wszystkim – czekamy, aż Iga wróci. Zdrowa, spokojna, silniejsza niż
kiedykolwiek.