—
Polak w finale Roland Garros! To była demolka, 51 minut i koniec
To, co wydarzyło się dziś na korcie Philippe-Chatrier w Paryżu, przejdzie do historii polskiego i światowego tenisa. 22-letni Hubert Zawadzki, niespodziewany bohater tegorocznego Roland Garros, zdemolował swojego półfinałowego rywala w zaledwie 51 minut, meldując się w wielkim finale French Open. Polak, który jeszcze rok temu był poza pierwszą setką rankingu ATP, dziś zagrał tenis życia, pokazując światu, że nadchodzi nowa siła na kortach ziemnych.
Piorunujący początek
Spotkanie rozpoczęło się o godzinie 14:00, a przeciwnikiem Zawadzkiego był rozstawiony z numerem 4. Norweg, Kasper Ruud – finalista dwóch poprzednich edycji Roland Garros i specjalista od mączki. Wielu ekspertów spodziewało się długiego, pięciosetowego boju. Tymczasem to, co zobaczyli kibice na trybunach i przed telewizorami, przerosło wszelkie oczekiwania.
Już pierwszy gem zwiastował kłopoty dla Ruuda. Hubert rozpoczął od trzech asów z rzędu, kończąc gema czystym winnerem z forhendu. Chwilę później przełamał Norwega do zera, a potem znów bezlitośnie wygrał swój serwis. Po dziesięciu minutach było już 3:0.
Ruud wyglądał na kompletnie zagubionego. Nie potrafił znaleźć rytmu, popełniał masę niewymuszonych błędów, a kiedy już zdołał wciągnąć Zawadzkiego w dłuższą wymianę, Polak kończył akcję efektownym dropszotem lub bombowym bekhendem po linii. Pierwszy set zakończył się wynikiem 6:0 po zaledwie 21 minutach gry.
Totalna dominacja
Drugi set rozpoczął się równie dramatycznie dla Norwega. Ruud stracił serwis przy pierwszej okazji, ponownie nie zdobywając ani jednego punktu. Komentatorzy na całym świecie przecierali oczy ze zdumienia. – Czy to naprawdę ten sam Hubert Zawadzki, który jeszcze rok temu przegrywał w eliminacjach do turniejów rangi ATP 250? – pytali retorycznie.
Zawadzki grał jak natchniony. Serwis ponad 215 km/h, agresywne returny i precyzyjne skróty wyprowadzały Ruuda z równowagi. Norweg rzucił rakietą przy stanie 0:4, za co otrzymał ostrzeżenie od sędziego. W kolejnych gemach Zawadzki nie zwolnił tempa – dokończył dzieła zniszczenia, wygrywając drugiego seta 6:1. Ostatni punkt meczu to podwójny błąd serwisowy Ruuda – symboliczny koniec tego jednostronnego widowiska.
Rekordowy półfinał
Mecz trwał dokładnie 51 minut – to najkrótszy męski półfinał Roland Garros od początku ery Open. Statystyki mówią same za siebie: 8 asów, 28 winnerów, zaledwie 5 niewymuszonych błędów – to występ niemal perfekcyjny. Zawadzki wygrał 94% punktów po swoim pierwszym serwisie i wykorzystał wszystkie 5 breakpointów.
W wywiadzie pomeczowym młody Polak był skromny jak zawsze:
– Nie spodziewałem się takiego meczu. Kasper to fantastyczny zawodnik i wiedziałem, że będzie trudno. Może dziś po prostu wszystko mi wychodziło. Jestem wdzięczny mojemu zespołowi, mojej rodzinie, Polsce – to dla was gram!
“Nowy Nadal”?
Już teraz wielu dziennikarzy porównuje styl gry Zawadzkiego do młodego Rafaela Nadala. Hubert imponuje nie tylko potężnym forhendem, ale i niezwykłą pracą nóg oraz fizyczną wytrzymałością. Jego trenerem od dwóch lat jest były hiszpański tenisista David Ferrer, który wprowadził do gry Polaka elementy typowe dla mistrzów z Półwyspu Iberyjskiego: cierpliwość, wyrachowanie, precyzję i agresję w kluczowych momentach.
– Nie chcę porównań do Nadala, bo to legenda. Ale Hubert ma w sobie coś wyjątkowego. Jeśli zachowa pokorę i będzie dalej pracował, może zajść naprawdę wysoko, – powiedział Ferrer podczas konferencji prasowej.
Finał już w niedzielę
Rywalem Zawadzkiego w finale będzie zwycięzca drugiego półfinału pomiędzy Carlosem Alcarazem a Jannikiem Sinnerem – czyli obecnymi numerami 1 i 2 na świecie. Niezależnie od tego, który z nich awansuje, faworytem na papierze będzie przeciwnik Polaka. Ale po tym, co dziś pokazał Zawadzki, nikt już nie odważy się go lekceważyć.
W niedzielę o godzinie 15:00 cała Polska wstrzyma oddech. Po raz pierwszy od czasów Jerzego Janowicza w 2012 roku mamy reprezentanta w finale wielkoszlemowego turnieju – i to nie w roli kopciuszka, ale zawodnika, który dosłownie zmiata rywali z kortu.
Eksplozja radości w Polsce
Na wieść o awansie Zawadzkiego, media społecznościowe zalała fala entuzjastycznych komentarzy. „Złoty chłopak!”, „Nowy bohater Polski!”, „Niesamowite, co za mecz!” – pisali kibice. Pod budynkiem rodzinnego domu Zawadzkich w Piotrkowie Trybunalskim zebrał się tłum sąsiadów, wiwatujących z biało-czerwonymi flagami.
– On od dziecka był wyjątkowy. Trenował na naszym osiedlowym korcie, nawet jak śnieg padał. Zawsze wiedział, czego chce, – wspomina wzruszona sąsiadka pani Irena.
Minister sportu już zapowiedział specjalne odznaczenie państwowe dla Huberta, niezależnie od wyniku finału. – To przykład determinacji, pracy i wiary w marzenia, – powiedział w oświadczeniu.
Czy to początek nowej ery?
Hubert Zawadzki pokazał dziś, że w polskim męskim tenisie jest przyszłość. Po latach dominacji Świątek na kobiecych kortach, być może przyszedł czas na męski triumf w Wielkim Szlemie. Do tego potrzebne są jeszcze tylko trzy sety w niedzielnym finale.
Cały kraj czeka. A Hubert? Spokojny, skupiony, skromny – z rakietą w ręku i ogniem w oczach. Roland Garros jeszcze nigdy nie było tak blisko.
—
Jeśli chcesz kontynuację po finale lub wersję angielską, daj znać!