Było już 6:2, 3:0 dla Igi Świątek. Polka dominowała na korcie, prezentując swoją typową precyzję, agresję i niesamowity spokój. Wydawało się, że nic nie może odebrać jej zwycięstwa. Jej rywalka była bezradna, a Świątek grała jak maszyna – każdy return trafiał w samą linię, a tempo meczu było w pełni pod jej kontrolą. I nagle… coś pękło.
Nikt nie potrafił tego wytłumaczyć. Błędy, których wcześniej nie było, coraz więcej nietrafionych piłek, a pewność siebie – jakby wyparowała. Przewaga stopniała w mgnieniu oka, a przeciwniczka odzyskała wiarę. Świątek zaczęła wyglądać na zagubioną, sfrustrowaną. Publiczność przecierała oczy ze zdumienia. To już nie była ta sama Iga.
Z 3:0 zrobiło się 3:6. Drugi set przepadł. W trzecim Świątek próbowała wrócić, ale było widać, że mentalnie jest już gdzie indziej. “Koniec” – napisał jeden z komentatorów w mediach społecznościowych, oddając emocje tysięcy kibiców. Z meczu, który miał być kolejnym triumfem, zrobiła się bolesna porażka. Co się stało? Presja? Kryzys koncentracji? Czas pokaże. Jedno jest pewne – w tenisie wszystko może się zmienić w kilka min
ut.