Było już 6:2, 3:0 dla Świątek. Aż stało się coś niewytłumaczalnego. “Koniec”…….

isIga Świątek miała mecz pod pełną kontrolą. Po pierwszym secie wygranym 6:2 i prowadzeniu 3:0 w drugim wydawało się, że nic nie jest w stanie odebrać jej zwycięstwa. Dominowała, grała pewnie, dyktowała warunki. Rywalka była bezradna.

Aż nagle wszystko się zmieniło. Jakby ktoś wyłączył w Świątek tryb nieomylności. Pojawiły się błędy, spadła precyzja, a przeciwniczka zaczęła grać coraz odważniej. Punkt po punkcie odrabiała straty, aż w końcu przejęła inicjatywę. Świątek nie potrafiła się przełamać, jakby coś w niej pękło.

Drugi set wymknął się jej z rąk – 4:6. W trzecim Polka walczyła, próbowała się odbudować, ale to rywalka miała przewagę psychologiczną. Świątek była coraz bardziej spięta, a przeciwniczka uwierzyła, że może wygrać. Przełamanie, kolejne gemy stracone… 4:6. Koniec.

To był mecz, który pokazał, jak nieprzewidywalny bywa tenis. Od totalnej dominacji do bolesnej porażki. Co się stało? Brak koncentracji, presja, moment słabości? A może po prostu rywalka znalazła sposób?

Jedno jest pewne – to była lekcja dla Świątek. Lekcja, że nawet mając wygraną na wyciągnięcie ręki, trzeba ją jeszcze dokończyć.