W meczu, który zapowiadał się jako rutynowe zwycięstwo, Iga Świątek niespodziewanie znalazła się w poważnych tarapatach. Przegrywała już 0:4 w pierwszym secie, a frustracja zaczęła narastać. Kamery uchwyciły momenty, gdy Świątek, zamiast zachować stoicki spokój, zaczęła krzyczeć do siebie: „Nieee!”, „Jezu!”, „Głupia!”. Były to emocje surowe, nieprzefiltrowane – dowód na to, jak bardzo zależało jej na każdym punkcie.
To nie pierwszy raz, gdy tenisistka z Raszyna pokazuje swoją emocjonalną stronę. Choć znana jest z analitycznego podejścia do gry i silnej psychiki, w momentach największego napięcia potrafi dać upust emocjom. Tym razem głośne okrzyki i samokrytyczne komentarze świadczyły o ogromnej presji, jaką na sobie odczuwała – być może była to też próba wyrzucenia z siebie napięcia, by wrócić do gry z czystym umysłem.
Publiczność zamarła, a komentatorzy zaczęli spekulować, czy Świątek zdoła się podnieść po tak dramatycznym początku. Jednak to właśnie w takich chwilach poznaje się mistrzów. Krzyki nie były oznaką słabości, lecz walki. Iga walczyła nie tylko z rywalką, ale i z własnymi słabościami. Jej emocje pokazały, że za tytułami, rankingami i trofeami stoi wciąż młoda kobieta, która – jak każdy sportowiec – miewa trudne chwile.
Czy te emocje ją poniosły, czy obudziły wojowniczkę – pokaże wynik. Ale jedno jest pewne: Świątek gra całym se
rcem.