Było 5:3 dla Świątek i wydawało się, że wszystko zmierza ku spodziewanemu finałowi. Iga grała pewnie, dominowała w wymianach, a publiczność już zaczynała świętować kolejne zwycięstwo Polki. Jednak wtedy stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Elina Switolina, która do tej pory grała zachowawczo, wręcz asekuracyjnie, nagle zmieniła styl i… zadziwiła cały świat.
Zaczęło się od odważnych returnów. Ukrainka weszła w kort, przejęła inicjatywę i zaczęła wygrywać punkt za punktem. Jej gra nabrała niesamowitej energii, jakby nagle uwierzyła, że może pokonać liderkę rankingu. Złamała rytm Świątek, zmusiła ją do błędów i całkowicie odwróciła losy meczu. Zamiast spokojnego zamknięcia seta przez Igę, oglądaliśmy niesamowity comeback Switoliny.
Wyrównała na 5:5, potem wygrała własny serwis i… przełamała Świątek po raz drugi. Set zakończył się wynikiem 7:5 dla Switoliny, a widownia oniemiała. To, co wydarzyło się później, tylko potwierdziło, że mamy do czynienia z jedną z największych sensacji sezonu. Switolina grała jak natchniona – agresywnie, z precyzją, z pasją. W drugim secie nie dała Idze szans.
To nie była tylko wygrana w meczu. To było symboliczne zwycięstwo – dowód na to, że w sporcie nic nie jest przesądzone. Switolina nie tylko pokonała Świątek, ale również pokazała, jak silny może być duch walki. Publiczność zgotowała jej owację na stojąco. A Iga? Przegrała z honorem, gratulując rywalce w pięknym geście fair play. Ten mecz przejdzie do hist
orii.