Była kandydatka na prezydenta nie gryzła się w język i ponownie udowodniła, że potrafi mówić otwarcie i bez owijania w bawełnę. Podczas ostatniego publicznego wystąpienia ostro skrytykowała obecne władze, zarzucając im brak kompetencji, nieudolność w zarządzaniu państwem oraz ignorowanie głosu obywateli. Jej słowa odbiły się szerokim echem w mediach i wśród komentatorów politycznych.
– Nie możemy dłużej milczeć i patrzeć, jak kraj stacza się w chaos – grzmiała była kandydatka. – To, co się dzieje, to nie jest normalność. To jest systemowe niszczenie instytucji, demokracji i praworządności – dodała. Jej wystąpienie było pełne emocji i odniesień do realnych problemów obywateli – drożyzny, niewydolnej służby zdrowia oraz pogłębiających się podziałów społecznych.
Polityczka podkreśliła także, że obecny rząd, zamiast służyć obywatelom, skupia się na utrzymaniu władzy za wszelką cenę, często wykorzystując do tego propagandę i manipulację. Skrytykowała również sposób, w jaki rządzący traktują kobiety, mniejszości i środowiska niezależne.
– Władza boi się silnych kobiet, boi się krytyki i niezależnych mediów. Ale my się nie boimy – mówiła, zyskując burzę oklasków od zgromadzonej publiczności.
Jej wypowiedź wywołała lawinę komentarzy. Jedni chwalili jej odwagę i determinację, inni zarzucali jej populizm i sianie nienawiści. Jednak nawet przeciwnicy musieli przyznać, że jej głos znów stał się istotny w debacie publicznej. Była kandydatka zapowiedziała, że nie zamierza wycofywać się z życia politycznego, a wręcz przeciwnie – planuje intensyfikować swoje działania i skupić się na budowaniu silnej opozycji.
Choć przegrała wybory, jej popularność nie słabnie. Wielu widzi w niej alternatywę dla skompromitowanych elit politycznych i nadzieję na realne zmiany. Jej najnowsze wystąpienie pokazuje, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa – i być może dopiero teraz rozpoczyna się jej prawdziwa politycz
na walka.